Dlugo, dlugo nie nosilismy sie z Mikolajem w chuscie. Ja uwazalam, ze mam zmeczone plecy, a on sie dostosowal:). Jednak wystarczylo nie miec w domu nic do noszenia, pragnienie bycia blisko powrocilo. Wprowadzilam w nasze zycie troszke chuscianych zmian. Sprzedalam wszystko, co mialam, oprocz mojego ukochanego lnianego indio, a w zamian za uzyskane ze sprzedazy pieniadze kupilam .... pawie.
Pawie postrzegalam kiedys jako brzydki kawalek szmaty i ogromnie dziwil mnie jakikolwiek zachwyt nad ta chusta. Jednak i mnie olsnilo. Piekna, cienka chusta ktora fantastycznie nosi slodkie ciezary. Oto pawie nasze.


A zeby nie bylo nudno, len przeszedl cudowna przemiane za sprawa czarodziejki w dziedzinie farbowania metoda gradacji - mojej forumowej kolezanki Lindy, ktora zainspirowana kolorami orchidei, wyczarowala mietowo - malinowe cudo!


Ech, szkoda tylko, ze Mikolaj jest coraz wiekszy i mniej chetnie daje sie "omotac". Ale ja sie nie poddam, od poniedzialku cwiczymy wiazania na plecach!:)